2021 EKSPEDYCJA Kanał Augustowski, Biebrza, Narew, Pisa, Mazury
Punktem startu do wyprawy był Augustów. Stąd rozpoczyna się nasza podróż po jednym z najwspanialszych zabytków hydrotechnicznych w Polsce, którego budowa przypada na pierwszą połowę XIX w. Najpierw obraliśmy kierunek wschodni. Po drodze ciekawe śluzy, przepiękne jeziora i legendarna Rospuda, w którą też udało się wpłynąć. Następnie trasa wiedzie na południe od Augustowa, gdzie Kanał łączy się z Biebrzą.
Biebrza jest przepiękną, naturalną rzeką, która meandruje wśród pól tworząc miejscami szerokie rozlewiska. Prawdziwy cud natury. Z tego względu objęta jest bardzo rygorystyczną ochroną przyrodniczą. Skutkiem tego jest zakaz używania jakichkolwiek napędów, zarówno spalinowych, jak też elektrycznych. Do pływania dopuszczone są tylko kajaki i tratwy, ale na określonych warunkach i po spełnieniu wymagań stawianych przez Park Narodowy. W związku z tym, że płynęliśmy po sezonie udało nam się uzyskać specjalne pozwolenie od Dyrektora Parku. Oczywiście nie wolno nam było używać silnika, dlatego ponad 80 km w ciągu prawie 9 dni przepchaliśmy nasz kilkutonowy jacht używając tylko i wyłącznie tyczek, tak jak na tratwie. Wyzwanie ogromne, tym bardziej, że często nasz wysiłek niweczył silny, przeciwny wiatr. Trud się opłacił, bo wrażenia okazały się niezapomniane.
Później krótki odcinek Narwi, mijamy Łomżę i w Nowogrodzie wchodzimy na Pisę. Niestety zgodnie z komunikatami stan wody na Pisie (tak jak zwykle) był bardzo niski. Rafy kamienne trzeba było pokonywać przeciągając jacht na linie pomiędzy kamieniami, a przemiały pchając łódź. Do tego co kawałek trzeba było odciągać powalone drzewa. Po kilkudniowej walce z prądem, ale przede wszystkim przeszkodami udało się dotrzeć do celu, czyli Pisza.
Tam rozpoczął się zdecydowanie łatwiejszy nawigacyjnie rejs po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Ponieważ był to już grudzień, wszędzie spokojnie, pusto, w marinach wolne miejsca. Prawie jak Mazury sprzed 40 lat! Zima zaczęła powoli przypominać o sobie, co widać na załączonych zdjęciach. Finalnie jacht pozostawiony na pewien czas w Rynie zamarzł w lodzie i trzeba było wyciąć piłą spalinową rynnę, którą przepchaliśmy go pod dźwig. Operacja zakończyła się sukcesem.
Dalszym etapem miała być podróż w dół Narwi do Zalewu Zegrzyńskiego. Po przewiezieniu jachtu do Łomży okazało się, że brzegi Narwi są nadal zamarznięte. Trzeba było wyciąć rynnę do slipowania jachtu. Niestety odwilż przyszła tak szybko, że koła przyczepy i samochodu grzęzły w błocie podczas prób zjazdu do wody. Po całodziennej akcji z pomocą ogromnego traktora musieliśmy odpuścić. Do tego okazało się, że w kilku miejscach na Narwi utworzyły się zatory lodowe, które ciężko byłoby pokonać. W związku z tym Ania kończy sezon żeglugowy na przyczepie.